Witamy! Oto nasza pierwsza analiza! Przemierzając odmęty blogaskowych opowiadań różnych aŁtoreczek natknęliśmy się na potoworny horror… Cóż, można go nazwać strasznym, gdyż jego bezsens jest dość specyficzny. W tym odcinku zobaczymy żeńską wersję Jacoba, ujrzymy przerażającego kota śledzącego jakąś dziewczynę. Poznamy przerośnięte dziecko Ewy Farny oraz jej męża węża. Rowiążemy również zagadkę rozumowania.
Link do bloga: http://mroczne-opowiesci-miyoki.blog.onet.pl/
Proszę się nie bać ostrzeżenia wiekowego, tam jedyne co może nas wystraszyć to brak poprawnej polszczyzny.
Zanalizowali: Hik, Nil i Daroi.
Dręczyciel cz. 1.
Jaki upiorny początek.
Bez hepi endu, smutny finał! *nuci*
Zieje mHrokiem. I brudnymi skarpetkami.

Wow, zaraz będzie warszafska masakra piłą spalinową! D:

Konnichiwa :))) Dzisiaj nowe opowiadanie, znowu troche inne Następne będzie o japonii ale jeszcze nie mam na nie pomysłu Jak ktos ma jakis to piszcie

Amanda Lorens wróciła z High School Winding około czwartej po południu. Był ciepły, wiosenny dzień, przyjemny wiatr wiał jej w twarz, gdy spacerowała kamienną ścieżką, prowadzącą do jednorodzinnych, niewielkich kolonialnych domów przy Whisper Street.
Jakby mi wiatr piździł w twarz podczas spaceru, to bym się wkurzyła.
Ja również. Ma farta, że jej gazeta z wiatrem nie piździła.
Ale przecież pisze, że to przyjemny wiatr, który pewnie sprawiał jej przyjemność! Może ona lubiła jak jej wiało w twarz?
Przyjemny wiatr? Gazy? x_x
W twarz… przyjemne gazy?
Czepiacie się na siłę! *obrońca aŁtorki*

Już wtedy zauważyła, że coś jest nie tak.
Wiatr był pewnie zbyt mało przyjemny niż zwykle.

Nie potrafiła powiedzieć dlaczego, ale czuła się dziwnie, tak, jakby ktoś ją obserwował.
Kot sąsiadki?
Snajper ukryty za krzakami?
Zobaczyła za rogiem kolesia z tabliczką „Prześladowca/Pedofil na zamówienie”.

Długo przegrzebywała torbę, zanim znalazła klucze do mieszkania.
Jak się robi coś w pośpiechu to tak jest.
Wiesz, to kobieta. Nie wiadomo, co nosi w torbie.
To mi się kojarzy z kobietą pielęgniarką – zawsze ma w torbie lek na prostatę.

Był to średnich rozmiarów dom, wybudowany w połowie poprzedniego wieku, teraz odremontowany, z wnętrzem ozdobionym licznymi rzeźbami i antykami pochodzącymi z tamtego okresu.
UWAGA! Nadprogramowe przecinki się mnożą!

Wewnątrz chyba nikogo nie było.
Co za niespodzianka.
Paczała przez okno, czy jak?

– Loren?! – zawołała dla pewności, ale odpowiedziała jej cisza.
Cisza jej odpowiedziała, dość niespotykane zjawisko.
Ciekawe, co odpowiedziała… Brykiety?
To pozostanie zagadką.

[…] Dziewczyna zdjęła torbę z ramienia i położyla ją na stole w kuchni. Otwarła lodówkę i wyjęła z niej puszkę zimnej coli. Usłyszała pukanie do drzwi. Zostawiła colę na stole i pobiegła otworzyć.
… i spadła z dywanu na podłogę i złamała nogę.
Daroi, nie możesz czytać dalej tego tekstu. To wypala Ci mózg. Już nie myślisz! Stwierdzam to po Twoim komentarzu. Boję się co będzie dalej. A to dopiero początek.

Ku jej zdziwieniu, na dworze nikogo niebyło, a nawet gdyby właśne odchodził, nie mogłaby go zobaczyć. Słońce świeciło jej prosto w oczy i musiała odwrócić wzrok.
Wnioskując – pierw jej słońce nie świeciło po oczach, dopiero potem zaczęło ją oślepiać. Oczywiście, dopiero wtedy jak pojawiła się druga opcja tego co mogło się wydarzyć.
Ona już oślepła. Jeszcze czekać, aż ogłuchnie *w*.
I utną jej język.
Są 4 części, nie wiadomo co się wydarzy.

Zamykała drzwi, gdy w jaskrawym swietle dostrzegła na ziemi jakąś kartkę
Przed chwilą prawie oślepła. W ogóle ciekawe zjawisko – swietle. I podejrzana kartka. MHrok się nasila z każdą chwilą.
…Na której było napisane „7 days”…
Zaraz zobaczy piłę spalinową! Moja teoria o warszafskiej masakrze była rzeczywista!
A za nią Freddy’ego Kruegera.

Nikt nawet niezadał sobie trudu żeby włożyć ją w kopertę.
Pedofile tego nie robią.
A to leń parszywy.
Bo pedofile od razu biorą się do roboty.

Oboje się mylicie! Po prostu cena koperty poszła w górę, a prześladowca jest biedny.
Może mu pożyczę na tę kopertę? Przy okazji dorzucę parę groszy na dobry obuch.

Dziewczyna schyliła się i podniosła niewielką karteczkę. Coś było na niej zapisane drobnym pismem.
Wróciła do kuchni, oparła się o stół i próbowała rozczytać niewyraźne pismo. Drobne, niebieskie literki były wąskie i niestaranne. Ktoś w pośpiechu coś zapisał. Po kilku sekundach udało jej się odczytać:
Takie są skutki pośpiechu, już o tym wspominałem.
Coś odczytać… „Quanta Namera”

,, Na twoim miejscu nierobiłbym tego”.
Te słowa były zwrócone w stronę aŁtoreczki, która nie wiedziała, że nie z czasownikami pisze się osobno.
„Na twoim miejscu nie robiłbym tego…”
„Czego?”
„Nie pisałbym tego chorego opowiadania”

Amanda przetarła oczy i jeszcze raz odczytała napis.
To pewnie dlatego, że nie była pewna czy to do niej. I miała racje.
Nie, po prostu nadal była trochę ślepa.

Jaki wariat to napisał? Nic nierozumiała.
To nie jej wina! Przecież też bym się zastanawiał co za wariat pisze do mnie, gdybym ktoś nie korzystał z zasad poprawnej polszczyzny!
To nie wariat, to warJat.
War Jat rusza do akcji!

Co za kretyński dowcip. Jednak poczuła ucisk w żołądku i odruchowo wyjrzała przez okno.
Też chce taki odruch, że jak mnie boli brzuch to paczę przez okno!
A jeśli boli cię brzuch, jak jesteś w pokoju bez klamek? I okien.
To główna boCHaterka dostaje nagłego ataku szału, bo chce popatrzeć przez okno.
A jeśli Cię boli brzuch, ale dlatego, że ściska Cię pedofil?
Ej, może ona ma paranoje, że każde ukłucie i ścisk to bliżej śmierci?

Od razu jednak zmrużyła oczy, bo słońce świeciło wprost na jej dom. Czy to możliwe, żeby ktoś tam stał?
Żeby ktoś tam stał? To ona marzyła o tym, żeby ktoś tam był? Niektórzy się tego boją, a ona o tym marzy. Mam pierwsze dowody na nienormalność naszej boCHaterki.
I nie ostatnie…
Chwila… słońce świeciło na jej dom, bo ktoś tam stał?
A jak ktoś tam nie stał, to nie świeciło… Błyskotliwe!

Dreszcz obleciał ją na myśl, że nawet w tej chwili może ją obserwować.
Kolejna niezdecydowana nastolatka mająca trudności z wyborem? Kojarzy mi się to z Megan od Dżastina.
A mnie dziwi to, że dreszcz ją „oblatuje” wtedy, kiedy myśli. Bidulka, zapewne ciągle musi się trząść.

Szybko odskoczyła od okna.
Niczym ninja z Naturo. Może to Sakura w przebraniu?
Trampolinę tam miała chyba.

Głupi dowcip, pomyślała znowu i wrzuciła papierek do kosza.
Upał był nie do zniesienia i dziewczyna nalała sobie do szklanki coli, wygazowanej, jak zauważyła. Nie lubiła coli bez gazu, ale teraz niesprawiało jej to różnicy. Podniosła napój do ust i zaraz ze wstrętem go odsunęła.
Podniosła i odsunęła w powietrzu.
A może jej chodziło o bakterię coli, dlatego jej nie smakowało?
Nie, nie, nie. Tam chodzi o napój, ale bez gazu! Tak to jest jak zajmuje się jakąś karteczką i skakaniem do okna zamiast zakręceniu butelki z colą.

Co to jest?! – coś w niej krzyknęło.
Ja odpowiem – napój bez gazu.

Wstrętny, mętły smak, który dobrze znała. Z obrzydzenia zakręciło jej się w głowie, a gdy naprawdę do niej dotarło co to jest, wypuściła szklankę z rąk, a ta głośno rozbiła się na podłodze.
Ręce ciągle jej się trzęsły, a serce biło szybko i mocno, jakby chciało wyskoczyć z piersi. Powoli spojrzała w dół. Na białych kafelkach rozmazywała się brunatnoczerwona ciecz, mieniąc się w świetle lampy. Roztrzaskane szkło i podłoga pełna krwi. Dziewczyna czuła, że jej niedobrze, ale zaraz się pozbierała. Przestań histeryzować! – zganiła się natychmiast. To tylko kawał. Dowcip. Kto był zdolny zrobić taki głupi dowcip?!
Zgubiłem się, ale wnioskuje, że chodzi o tą karteczkę. Ale nigdy się pewnie nie dowiemy czego boCHaterka ma nie robić. Do tego zadajmy sobie pytanie – dlaczego cola zamieniła się w krew? Coś jak w kościele?

Jak wino zamienia się w krew Jezusa? To tutaj co było – Cola zamieniła się w krew nieznanego pochodzenia. No i pamiętajmy, że oczywiście wszystkiemu winien był brak gazu!
To ona chciała pić krew z bąbelkami?
To krwista tajemnica.
Krrrwista i mHrrrroczna.

Przestraszona rozejrzała się po kuchni, nikogo niebyło. Ani w domu, ani na dworze. Ktoś to musiał zrobić wcześniej, może jak wyszła do szkoły?
Cóż za spostrzegawczość! Od jakiejś chwili jest sama, nikogo nie ma. A tu dopiero się spostrzegła!
Ale nie jest tak spostrzegawcza, żeby się spostrzec, że „niebyło” pisze się osobno…
Hm? Drzwi miała zamknięte

Chciała zachować spokój, ale ciągle widziała swoje poplamione ręce i ubranie naznaczone krwią, zupełnie tak, jakby ktoś przed chwilą zadźgał ją nożem.
Nieodłączny element horroru – pełno krwi w każdym momencie opowiadania.
Ubranie naznaczone krwią? A ja myślałam, że naznacza się tylko wampiry, ale co ja tam wiem.
Po co tampony? Są ubrania!

Nie miała zamiaru dłużej stać bezczynnie, wytarła z podłogi nieprzyjemny podarek i wrzuciła do kosza brudne ubranie.
A więc tak… Wyrwała z podłogi kartkę i wrzuciła ją znowu do kosza? Jakim cudem ta kartka znowu była na podłodze skoro ją prędzej wyrzuciła?!
Chodzi o to, że wytarła kreff, która się w ubranie zmieniła! D: Jesus!
Ah, faktycznie. Przez to opko już z deka nie myślę.
A mnie zastanawia podarek. Ktoś jej oddał krew, czy co?

Zaraz potem zadzwoniła do przyjaciółki:
– Odbierz… No odbierz….
– Tak? – po trzecim sygnale odezwał się cichy głos koleżanki.
– Milla…
– Amanda? Co się stało – usłyszała od razu – Jesteś przestraszona.
– Milla, ktoś mi zrobił głupi kawał – powiedziała Amanda – Głupi i… Obrzydliwy.
– Co się stało? – powtórzyła koleżanka – Amanda, nie słyszę cię.
– A teraz lepiej? – dziewczyna stanęła przy oknie – Możesz do mnie przyjść?
– Halo? Halo, Amanda nie słyszę cię.
Klasyczny numer z „nie słyszę Cię”, po prostu była zajęta, a ta jej chamsko przeszkadzała w tym co robiła.
*woli nie myśleć, CO robiła*
I zaczęła szeleścić paczką czipsów przy słuchawce.

Po tych słowach rozłaczyła się. Amanda odłożyła słuchawkę na widełki, po czym ponownie wybrała jej numer. Nie było sygnału. Wybrała numer jeszcze raz. Znowu nic. Co się dzieje? Wykręciła numer Loreny. Też nic. Co do cholery?!
Rachunki za telefon trzeba płacić, a nie!
Jak się nie ma zasięgu, to się nie dodzwoni do nikogo D: A Pedofil pewnie kable przegryzł!
Ewentualnie szczur.
Biedny Pedofil! Jak zwykle jego wina!

Nie minęło pięć minut, gdy rozległ się dzwonek telefonu.
Jednak kable były całe!
Jednak jej nie odłączyli telefonu!
Może ten pedofil macha tam swoją maszynką do zakłócania sygnału?

– Milla? – krzyknęła.
– Nie – nieznany głos. Głęboki, męski.
– Kto mówi? – jej głos drżał, choć starała się go opanować. Od razu skojarzyła tego kogoś z krwią w puszce po coli.
– Przecież mnie znasz – mówił głos – A, zresztą… Jeszcze nie wiesz? Jesteś aż taka głupia? – i rozłączył się.
Amanda rzuciła słuchawkę i rozejrzała się po pokoju. Następnie pobiegła do okna i wyjrzała na podwórko. Nikogo.
A potem, że telefon nie działa! Jak rzucasz słuchawką po pokoju to tak jest! Ten telefon nie jest niezniszczalny!
Chyba, że to Nokia.
Wtedy pokój by musiał być niezniszczalny.
[Przez resztę tego dnia Amanda zamyka się w pokoju starając się unikać prześladowcy. Gdy ściemnia się wychodzi z ukrycia i idzie do kuchni].

Wzięła szklankę i odkręciła wodę w kranie. Zaszumiało, coś trzasnęło, ale woda nie poleciała. Zakręciła kurek i odkręciła go jeszcze raz.
Za wodę też nie zapłaciła.
Pedofil okazał się być komornikiem, kradnącym zasięg i wodę.
Oby nie cnotę.

Odskoczyła gwałtownie w tył, gdy w umywalce rozpłynęła się brunatnoczerwona ciecz. Gęsty płyn trysnął nagle i z ogromną siłą i nie przestanał cieknąć z kranu. Krew lała się szybko i obfitymi ilościami, plamiąc wszystko wokół. Czuła na swojej twarzy lepką ciecz. Była cała mokra. Cała czerwona. Serce biło jej mocno. Oddychała szybko. Krew nie nadążała odpływać i po chwili zaczęła przelewać się z umywalki na podłogę. Był to straszny widok. Straszny, okropny, nie potrafiłaby tego nazwać. Stała tylko tam i jak zahipnotyzowana wpatrywała się, jak na białych kafelkach rośnie czerwona kałuża. Białe ściany były pokropione, szafki, blaty, ona. Wszystko w krwi.
Okres?
Nie. To znaczy krany okresu nie mają. Tutaj raczej aŁtorka chciała wzbudzić grozę i przestraszyć każdego. Niektórym z kranu czasem wylatuje szlam, a tutaj krew. Ale stawiam, że albo krew była zakrzepnięta, albo aŁtoreczka pomyliła krew z keczupem.

Nie wiedziała, jak długo tak stała, ale nagle coś popchnęło ją w stronę umywalki. Jakiś odruch, strach, kazał jej zakręcić kurek. Krew przestała cieknąć, a ona szła w tej kałuży prosto do innego pokoju. Wszystko było mokre, ale ona nawet nie pomyślała o tym, żeby to zetrzeć. Była jak zahipnotyzowana. Bała się bardzo, tak bardzo że nie potrafiła racjonalnie myśleć.
Tak jak bohaterka Paranormal Activity 2. Po wciągnięciu jej do piwnicy, a potem wyjściu też była zahipnotyzowana.
A gdzie jej mama?
Bała się tak bardzo, że nie potrafiła myśleć? A to nowość! Ona ciągle się widocznie boi.
Przecież to Mary Sue! Na huk jej rodzice?

Zadzwonił telefon.
– Czego chcesz? – głos drżał jej jeszcze bardziej – Zostaw mnie w spokoju!
– Nie… Czy jeszcze tego nie zrozumiałaś? – zakaszlał i mówił dalej – Jestem w twoim domu.
Rzuciła słuchawkę i w panice rozejrzała się dookoła. Czy to możliwe? Czy to możliwe że nic nie zauważyła? Napewno nie był tutaj. Na parterze jest tylko jeden telefon i dwa na pierwszym piętrze. Albo jest u niej w pokoju, albo w pokoju Loren. Przestała się nad tym zastanawiać, teraz myślała tylko o jednym. Musi stąd uciec. Jak najszybciej. Kimkolwiek on jest, to jakiś wariat i napewno nie żartuje. Psychopata. Jeszcze nigdy nie bała się tak jak teraz.
Widocznie intensywne myślenie jej się włączyło.
Czyli to nie pedofil?!
Niestety.
Wcale, że nie! To psychopata z rozdwojeniem jaźni! Ma podwójną osobowość i aktualnie dominuje ta zła!
A ta dobra to gwaUt na małych dziewczynkach, taaa?
A może to Milla?

Rzuciła się do drzwi wejściowych i w pośpiechu przegrzebała kieszenie. Gdzie są te cholerne klucze? Czy je zgubiła? Wypadły? To niemożliwe. Nie teraz. Na darmo sprawdziła jeszcze raz. Nie miała ich. Jest zamknięta w domu z jakimś psychopatą.
Są w torebce!
A ja wam nadal mówię, że to Milla!

On mnie zabije – pomyślała.
Dobrze zrobi.
Właśnie. Toż to materiał na trupa, jak nic!
I zgwałci trupa >.<
Nekrofilia?

Postanowiła wyjść przez okno. Nie dbała o to że jest w poplamionym ubraniu i wygląda jakby ktoś ją przed chwilą rozstrzelał. Gdy już otwierała okno, usłyszała coś.
Krzyk, przeraźliwy pisk kobiety, dochodzący z pierwszego piętra. Loren. Nie mogła jej tak zostawić. Ona jest tam gdzieś z nim.
A skąd ona wie, że z nim? Podglądała?
A może to ten pedofil ma taką maszynkę do zmiany głosu?!
To on uciekł z FBI czy jak? Podwójny agent?

Wzięła z kuchni duży nóż i po cichu weszła na górę. Nie mogła się oprzeć wrażeniu, że on może słyszeć bicie jej serca.
Bowiem miał ultra sonar wbudowany w uszy.
Weszła, żeby zabić Loren i skrócić jej mękę…

Od razu wiedziała dokąd iść.
A ona ma GPS w oczach. To są cyborgi!
Nie, pedofil wywieszał karteczki „Za 50 cm skręć w prawo”.
… „A potem wejdź do pokoju i czekaj na mnie. A, jak nie masz co robić, to posprzątaj i zrób mi obiad.”
… „I wyczyść noże.”

Brązowe drzwi na końcu korytarza były uchylone. Pokój Loren. Teraz dopiero przyszło jej do głowy, że mogłaby najpierw wyjść i powiadomić policję, a potem wrócić po Loren. Ale było już za późno.
To one mieszkały razem?!
Nie, Amanda włamała się do domu Loren. >.>
Uchyliła drzwi i więcej nic juz nie zobaczyła.
*****
Ciała dwóch kobiet znaleziono następnego dnia wieczorem, gdy zaniepokojony sąsiad postanowił wejść do ich domu. Zastanawiało go, dlaczego światła są zapalone w śroku nocy i za dnia. To co zobaczył, musiało być dla niego wielkim szokiem. Do tej pory nie wiadomo, kim był mężczyzna, który je zamordował. Nie wiadomo, gdzie jest. Może być wszędzie. Ale wiadomo tylko jedno, będzie zabijał ludzi, będzie ich dręczył. Ten koszmar nigdy się nie skończy.
Chyba nie. Hik, ile to opko jeszcze trwa?
Czytać nie umiesz? „Ten koszmar nigdy się nie skończy.”
Ojojoj… *idzie zaszyć się gdzieś w kącie*

I jak? Jakoś nie mogłam się zabrać do napisania tego Niewiem czy jest dobre bo jeszcze nikt go nie czytał, wymyśliłam je przed chwilą Oceńcie
Dla ałtorek: GuFFno
Szkoda, że jednak się do tego tFora zabrałaś.
Świetnie! Jeszcze nigdy nie zaliczyłem tyle kwików podczas patrzenia w jedno zdanie!

Dręczyciel cz. 2.
Tymczasem ON był już daleko od tego miejsca, daleko od wszystkich podejrzeń. No bo kto by podejrzewał go? Nie rzucał się w oczy, zwykłe obywatel USA.
Mistrz Yoda wpadł tu i zdania pomieszał.
„Zwykłe obywatel”? Pedofil obojniak!

Swój gabinet urządził w Orlontown, w stanie Massachusets. Stary kolonialny dom. W piwnicy zrobił więzienia, a na poddaszu trzymał wszystkie swoje zabawki.Dlaczego to robił? Nie wiedział tego nawet on. Po prostu chciał, żeby ci ludzie cierpieli. Cierpieli tak samo jak on. Jego ostatnia ofiara była tak przestraszona, tak przerażona. Jej spojrzenia nigdy nie zapomni. Wtedy kiedy ją zabijał.
Zabij i mnie, abym nie musiała czytać tego dramatÓ.
Tak przestraszona… tak przerażona… że aż popuściła.
Dlatego się tak szybko stamtąd ulotnił.

W jej oczach tkwiło tak ogromne przerażenie. Tak ogromne, że musiał spojrzeć w nie jeszcze raz, żeby się przekonać czy możliwe jest tak się bać. Zresztą za każdym razem widział to samo przerażenie, a na ustach nieme słowa: Błagam, dlaczego to robisz?”. Nigdy na nie nieodpowiedział. Błagam, dlaczego? Nie odpowiadał, tylko kończył swoją robotę.
Nie ogarniam, chyba.
Lepsza taka robota niż np. grabarz, albo szambiarz… x3
Ale za bycie obojniakiem-pedofilem mu nie płacono.
*macha ręką* Co ty tam wiesz.

13 grudnia tego samego roku, zobaczył młodą dziewczynę, jadącą na rowerze niedaleko jego domu. Od razu ujrzał w niej potencjalną ofiarę. Oczami wyobraźni kazał jej cierpieć.
*****
– Cierp!
– Nie!
– Tak!
– Nie!
– Cierp! *zaczął kazać oczami cierpieć*
– Dobrze! Już cierpię! *idzie do emo-kącika cierpieć*

…I się ciąć jak Hika net! 8D

Aubrey uciekła tego dnia ze szkoły. Przejeżdzała na rowerze obok jakiegoś domu, gdy na drodze zobaczyła leżącego mężczyznę. O, Boże, pomyślała. Chyba ktoś go potrącił, albo zemdlał. Odruchowo zatrzymała się i pobiegła do niego.Leżał na brzuchu. Odwróciła go na plecy i przyjrzała się jego twarzy Nie mógł mieć więcej niż czterdzieści lat. Przy oku, na naznaczonej zmarszczkami twarzy rysowała się podłużna blizna.
Samorysujące się blizny? *ucieka gdzie pieprz rośnie*
O boże, ona pomyślała!

– Proszę pana – potrząsnęła go lekko – Czy dobrze się pan czuje?
W tym momencie otworzył oczy. Były szare, takie zimne i bez żadnego uczucia.
Oczy zaczęły krzyczeć – CIERP!

Cóż, w tym opku wszystko jest możliwe.
A zaraz podleciało ufo sterowane przez krowy i zaczęło porywać kosmitów z ziemi…

– Chyba… zemdlałem – wychrypiał.
– Jak się Pan nazywa?
– Terry… Terry Montblat.
– Czy coś Pana boli?
– Trochę mi słabo. Posłuchaj… dziewczyno. Mieszkam tutaj, w tym domu. Czy mogłabyś mi pomóc się tam dostać?
– Oczywiście.
Typowa rozmowa małej dziewczynki z pedofilem.

Zostawiła rower pod wysokim drzewem i pomogła mu wstać. Terry Montblat był ciężki i trwało to dobre kilkanaście minut, zanim zdołała go doprowadzić pod dom.Ogród tutaj był zarośnięty, jakby nigdy go nie pielęgnowano. Bluszcz obrastał ściany domu i smętnie zwisał nad zgniłą trawą. Nie śpiewał tutaj żaden ptak.
Ściany z bluszczu D: Oszczędność na materiale, podczas budowy!
A nie mógł np. smętnie śpiewać, a nie zwisać?
Ale to był zwis.
Czyli od dziś moje pranie na dworze smętnie zwisa.

– Dziękuję ci, panienko…
– Aubrey Mercy.
– Panienko Mercy. Może wejdzie panienka do środka? Chciałbym się jakoś panience odwdzięczyć. Może wypije panienka ze mną filiżankę kawy? Byłbym wdzięczny.
– Taak… Jasne.
Ale te dzieci w USA niewychowane. Nie wiedzą, że się nie wchodzi do domu nieznajomych?
Czy wam też się wydaje, że tam jest aż tyle powtórzeń słowa „panienka”?
Może ten pedo… *ekhe* starszy pan chce podkreślić to, że ona JEST panienką. JESZCZE.

Czy ona jest naprawdę taka naiwna? Pomyślał Terry Montblat. Będzie łatwiej, niż sądziłem.
Czego spoedziwał się od dziewczynki?
Dokładniej, to panienki.

[W dalszej części Mercy zaczyna pić kawę z mlekiem z jakimś nieznajomym gościem, a przy tym podziwia jego dom, co jest niezwykle wciągające. Ale nie chcecie o tym czytać, prawda?]

Na przysadzistej drewnianej komodzie stało zdjęcie oprawione w złotą ramkę zdobioną licznymi rzeźbieniami.
Tak, ramka miała gigantyczne rozmiary, że te wszystkie rzeźby się na niej zmieściły. Lub rzeźba to był Teletubiś, ale zamiast tego fajnego telewizorka miał zdjęcie.
A może na tym zdjęciu są rzeźby?

Był na niej Terry Montblat – tylko młodszy i dużo przystojniejszy. Obejmowała go ładna kobieta, blondynka i mała dziewczynka. To pewnie jego rodzina, pomyślała Aubrey. Więc dlaczego mieszka sam? Czyżby się rozwiódł? A może jego żona umarła? Żal jej się zrobiło samotnego człowieka mieszkającego w tym wielkim domu.
Kluczowe informacje w tym fragmencie. – Porywacz był przystojny.
Przystojny pedofil?
A skąd ona wiedziała, że to był Terry Montblat? Napisane było, czy co?
Przeszła kurs młodego detektywa.
Jeśli uczyła się u Holmesa, to ja mu współczuję.

Terry Montblat wrócił po chwili, niosąc na tacy dwie bogato zdobione filiżanki z kawą i cukierniczkę. Postawił je na niewielkim stoliku i sam usiadł po przeciwnej stronie.
..Usiadł na przeciwko i kazał jej cierpieć oczami!

– Żadko miewam gości – powiedział – Cieszę się, że ktoś tu wreszcie przyszedł. Ten dom jest taki pusty…
Jak „żadko”, to ja się nie dziwię.
„Jest taki pusty”, bo w domu tylko stolik krzesła, zdjęcie i filiżanki.
I rzeźby, nie zapomnij o rzeźbach.

[Potem przez pewien czas rozmawiają o zdjęciu, a następnie Terry wstaje i podchodzi do Mercy, w jego oczach pojawia się zwierzęca rządzą jedzenia, widocznie to co jadł mu nie wystarczało i chciał się przerzucić na kanibalizm. Mercy wstaje i odchodzi kilka kroków w tył, a on uśmiecha się i pokazuje żółte ząbki.]

Aubrey zaczęła się bać.
Lepiej późno niż wcale.

Dopiero w tej chwili, gdyż dopiero teraz dostrzegła że Terry Montblat trzyma w ręku duży metalowy pręt. Zaciskał na nim ręce, jakby nigdy nie chciał go upuścić.
Wyznawał zasadę – „Co moje to nie oddam!”
Albo nie chciał go oddać Aubrey, żeby sobie biedaczka krzywdy nie zrobiła.
„Ale jak ze mnom zamierzkarz to dostanierz”

Wygląda jak diabeł, pomyślała Aubrey.
I tutaj też diabły? Szatan jest wszędzie.
No. W ludziach, w zwierzętach… To pewnie i w pręcie jest.
Kiedy mu rogi urosły?

Ten złośliwy uśmiech, czarny płaszcz, siwe potargane włosy no i ten pieprzony pogrzebacz!
Uciekł z matrix’a?
Pogrzebacz? On sobie nim pogrzebał? Coś przeoczyłem.

W nagłym napływie strachu szybko rozejrzała się po pokoju. Kilkanaście metrów za nią stały potężne wejściowe drzwi. Nie namyślając się długo rzuciła się na nie jak na ostatnią deskę ratunku.
A on się rzucił na nią.
Czyli, że zaczęła parskać, otrzepywać się z wyimaginowanej wody i krzyczeć „Heeeeeelp”? oO’

Stanęła przed nimi i szarpnęła za klamkę. Raz. Potem drugi. Nic. Chwyciła ją i szarpała, ciągnęła pchała na drzwi ale nic to nie pomogło.
Okazało się, że drzwi otwierają się do środka, a nie na zewnątrz. Dlatego pchanie nic nie dało.
„Ciągnęła pchała”, komuś się przecinki buntują.

Już słyszała za plecami jego oddech.
Musiał dość głośno oddychać.
Sapać, jak ta lokomotywa z wiersza Tuwima.
A gdzie grubasy, co wpieprzają kiełbasy?
Psy im zeżarły. A mówiłam, nei dla psa kiełbasa.

Już chciała się odwrócić, gdy Terry Montblat uderzył ją czymś twardym, pewnie tym metalowym prętem.

Albo pogrzebaczem.
Ale byłby uwalony w czymś brązowym.
Coś sugerujesz?
Przecież musiał sobie pogrzebać, żeby to był pogrzebacz.

Nie zdążyła nic więcej zrobić. Świat wokół niej zawirował, jakby była na jakiejś karuzeli, usłyszała własny szloch a potem z łoskotem osunęła się na ziemię.
Łączy nas wiele spraw
Jeszcze więcej dzieli
Być blisko siebie i wciąż
Nie tak jak byśmy chcieli
Dziś kręcimy się jak w karuzeli
[Sylwia Grzeszczak – Karuzela]
A tą piosenkę usłyszała podczas upadku, bo karuzela robi swoje.

Hik, to ją coś łączy z Terry’m?
Daroi, łączy ich wspólny pręt.
Z łoskotem? To co ona, słonica, czy ki pieron?

*****
SZYFR!

Powoli otworzyła oczy, ale ciągle było ciemno. Głowa ją bolała, była spragniona i głodna. Gdzie ja jestem? pomyślała.
W tym momencie usłyszała trzask i oślepił ją snop żółtego światła, który padł prosto na jej twarz.
Snop światła wpadł na jej twarz… Ale ona wie, że snop to może być siana, prawda?
Biedna. Mocno musiała chyba tym snopem siana… przepraszam, światła, oberwać.
Może to świecące siano ją napadło i ukradło twarz?

Zerwała się na równe nogi i pobiegła w drugi kąt tego pomieszczenia.
Dobrze, że nie krzywe.

Stanęła pod ścianą wciskając w nią ręce i rozejrzała się po tym miejscu.
Po uderzeniu prętem nabyła super mocy. Przenikała przez ściany.
Też tak umiem.

Ciemny pokój.
A gdzie podział się snop świecącego siana?!
Zgasł!

Coś jak piwnica. Aubrey miała klaustrofobie. Zagryzła wargi. Wszystkie ściany zdawały się na nią napierać i przytłaczały ją swoim ciężarem.
Nie bój się! Przecież nabyłaś super mocy!
Nie bój się! Masz farta, że nie jesteś na strychu, gdzie ma chore zabawki!

Normalnie pewnie położyłaby się na ziemi i zaczęła płakać, ale opanowała się.
Nawet w obliczu zagrożenia Mary Sue nie wychodzi z roli i pozostaje opanowana!

Spróbowała zdsić w sobie uczucie, że jest tu więziona. Być może to tylko sen…
Porzuć nadzieje, też tak myślałem, gdy czytałem pierwszą część tego opka.

Z jednej żarówki przymocowanej gdzieś pod nisko osadzonym sufitem sączyło się światło. Nie było tu nic.
Czyli mamy już tak – Pierw snop świecącego siana rozjaśnia pokój, potem jest ciemno i boCHaterka odkrywa super moce, a następnie je traci. Aż tu nagle pojawia się znikąd żarówka.

A potem telewizorek, potem Jigsaw i jego zagadka.
Jest jeszcze Terry Montblat…

– Gdzie jestem?! – zawyła.
A księżyca jeszcze nie ma!
A może jest? Tam okna nie ma, chyba.
Jacob zmieniony w kobietę?

Odpowiedziała jej cisza.
Znowu odpowiadająca cisza! Coś czuje, że to zjawisko w tym opku występuje dość często! Nie dość, że jest świecące siano to jeszcze gadająca cisza!
Ale co odpowiedziała, to już napisać nie mogła!

Przypomniały jej się wreszcie ostatnie wydarzenia. Terry Montbla, metalowy pręt…
Refleks.
…Pogrzebacz.

– GDZIE DO DIABŁA JESTEM?!
Jesteś u diabła! Nie pamiętasz?
Uważaj! Zaraz zostaniesz zgwaUcona! Metalowym prętem.
Oooo, macerena!

Wtedy w ścianie po drugiej stronie pokoju coś zatrzeszczało. Serce zabiło jej mocniej. Ale zaraz… To są drzwi! Wcześniej ich nie zauwazyła.
Okazało się, że to jednak ściana, ale ktoś ma taką samą moc jak ona!
Nie! Okazało się, że to halucynacje, a to co wypiła w kawie miało opóźnione działanie i dopiero teraz dowiadujemy się, że w tej kawie coś było… To nie ma sensu. To opko robi coś niedobrego z mózgiem.
Pigułki gwałtu?
Pigułki gwałtu mają inne działanie, nie powodują halucynacji. *Hik znawca* Nie żebym próbował.
Albo po prostu magnez?

Drzwi powoli uchyliły się i w słabym świetle żarówki zobaczyła czyjąś trupiobiałą dłoń. Terry Montblat, nie miała co do tego wątpliwości. Wsunął coś do środka. Tacę.
Terry był zombie! I chciał jej teraz przyłożyć z tacy!
Idź z nim na gołe klaty, Aubrey, proszę! Niech zrobi z tobą porządek!

Drzwi zamknęły się. Sparaliżowana strachem ciągle nie mogła się ruszyć, ale nagle ogarnęła ją złość. Wściekłość.
Huśtawki nastrojów… Czyżby okres?
Czy wzięłaś ze sobą tampony, moja droga?
A może jest w ciąży?
Z metalowym prętem? *.*

Podbiegła do drzwi. na podłodze stała taca, a na niej… Kanapka.
Te chwile napięcia.
Dokarmia ją.
Niczym zwierzątko w klatce.

Popatrzyła na nią zdziwiona. Poczuła się jakby była jakimś psem. Traktował ją jak psa.
Dał jej kanapkę, a ta jeszcze ma jakieś wyrzuty.
Traktował ją jak psa, czyli, że kazał warować, gdy wychodził z domu, i krzyczał, gdy nasikała na dywan?
Potraktował ją jak psa! A był zoofilem!
A nie pedofilem, przepraszam bardzo?
Two pack.
Łoboru, ten zmienia orientacje jak majtki.
…Chyba że wcale nie zmienia, dlatego Aubrey od niego uciekała.

On jest dwa w jednym, ale o tym nie wiedzieliśmy. W końcu się okaże, że śpi z misiem.
I hoduje gołębie.

Wzięła tacę i rzuciła ją całą siłą w ścianę, uwalniając przy tym swoją złość. Kanapka zleciała na podłogę, prosto pod strumień światła. Teraz zauważyła, że chleb był spleśniały.
Dzieci z Afryki by nie pogardziły.
Kanapka spadła, ale taca przeniknęła przez ścianę!
Albowiem była obdarzona tą mocą, co nasza Mary Sue.

– KIM JESTEŚ?! CZEGO KURWA CHCESZ?! – krzyczała.
Jestem Hik. Chce stąd wyjść.
Jestem Daroi. Pokaż cycki.
Jestem Nil i zaraz cię zabiję.
*szepcze do Nil* Odsuńmy się od Daroi’ego.

Aubrey nie była spokojną dziewczyną, tak jak jego poprzednia ofiara. Aubrey zawsze wyrażała to co myslała, nigdy nie ukrywała swoich emocji.
Miała ADHD.
Aubrey to, Aubrey tamto… Tak, moi drodzy, nie mylicie się. Trafiliście na opko o Mary Sue.

– POKAŻ SIĘ POJEBAŃCU! KURWA WYPUŚĆ MNIE STĄD! JUŻ MNIE NAPEWNO SZUKAJĄ! DOPADNĄ CIĘ SKURWIELU!
Kto Cię szuka?
Czy ona aby przypadkiem nie jest niepełnoletnia?

– Nie krzycz… To nic nie pomoże – cichy męski głos.
Zaskoczona obejrzała się za siebie.
– Kto tu jest?
Duch Święty tam jest! Bóg przemawia z niebios!
Nie! To Jigsaw! Zaraz powie, że ma obciąć sobie język, za przeklinanie.
Zaraz Zeus pod postacią złotego deszczyku przyjdzie do ciebie i zasieje w tobie swe boskie nasienie! *postanawia już nic nie brać i zastanowić się nad tym opkiem na trzeźwo*
*Postanawia tak jak Nil*

Coś zobaczyła – w ścianie. W ścianie był duży otwór, jak okno, zakratowany. Wcześniej go nie zauważyła. Może to dlatego, że teraz jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności. Za kratami ktoś był. Niewyraźna sylwetki poruszała się powoli, rękę zaciśniętą miała na kracie.
Ciekawe, w jakim kształcie był ten otwór?
Niewyraźna sylwetki czy niewyraźne sylwetka? Niech się dziewczę zdecyduje.

Powoli, z wachaniem podeszła do tego miejsca. Dopiero gdy była przy kratach, mogła rozróżnić że to jakiś mężczyzna. Na oko miał nie całe trzydzieści lat. Mógłby być przystojny, tylko jego twarz była wychudzona, a oczy zapadnięte. Wyglądał jak żywy trup.
A mówiłam, że odchudzanie twarzy jest be.
To pewnie ten zombi co podał tacę.
Albo niedokarmione dziecko Terry’ego
… Albo jego gołąb
Tam pisało, ze mężczyzna.
No co? Gołąb też mężczyzna…
Nie widziała go za dobrze, ale już oceniła, czy jest przystojny.

– Jak się nazywasz? – zapytała go.
– Cichoo… – wyszeptał
Rodzice byli za mało ambitni?
Ale imię fajne. Lepsze niż „Durzo Blint”
Ewa Farna jest jego matką?
Syn starszy od matki, lol.
Skąd wiesz? Tutaj wszystko jest możliwe.
Analizujemy blogaska, Daroi, nie zapominaj.

– On nas podsłuchuje. Cały czas. To psychol. Sadysta – urwał i po chwili ciszy powiedział – Jestem Michael Dobrown… Mów mi Mike. Ty pewnie jesteś Aubrey.
– Skąd wiesz?
On jest medium?
Jasnowidz. Ewentualnie Edzio.

– Słyszałem, jak mówił do ciebie. Gdy cię tu przyniósł.
Gadał z nieprzytomną dziewczynką? Na serio jakiś psychol.
I zapładniał metalowym prętem – o tym nie wspomniał.

– … Długo tu jesteś…?
– Nie wiem. W końcu czas traci na znaczeniu.
Zwłaszcza, jak się wpierdziela spleśniałe kanapki.
Ale powinieneś się rozeznać, kiedy śpisz a kiedy nie, bo wiesz, jest coś takiego, że gdy śpisz, to jest zazwyczaj noc, a gdy nie, to dzień, takie coś, co mamy od urodzenia, ale w sumie co ja tam wiem, ty jesteś zajebistszy ode mnie… *idzie się wypłakać do emo kącika*

Westchnęła. Żal jej było Mike, w dodatku zapowiadało się na to, że ją czeka taki sam los.
– Może to samolubne – szeptał Mike – Ale cieszę się, że nie jestem tu sam.
– Ja też – uśmiechnęła się przez łzy.
*dramadramadrama*
Choć tych łez nikt nie widział. Uśmiechu też nie.
Ciekawe czy to była ta słynna samotna łza.
Zapewne. I spływała po kryształowym licu.
Czytać nie umiesz? ŁZY.
Oj tam. A Łzy to też był taki zespół, więc…
Daroi, jesteśmy na blogasku. Na nim wszystko jest możliwe, a liczby nie mają znaczenia.

Ni hao~ Hej~ Aloha~ Hola~ Konichiwa~ I wiele innych! Swą kosmiczną podróż zaczynamy od zapoznania się z Hikiem, szefem brygady nieustraszonej armii walczącej z brakiem sensu i z upartością szukający aŁtoreczki roku. Na naszym uroczym pokładzie znajdziemy również ociekającą mHrokiem fanatyczkę zespołu My Chemical Romance i kochającą rock oraz metal, śniąca o spotkaniu z duchami Nil, która obecnie marzy… Nieważne. Znajdzie się też tutaj miejsce dla człowieka maszyny, który rozumie doskonale język CSS, a oto gromkimi brawami przywitajmy Daroi’ego, który mimo swojego młodego wieku można zaliczyć pod seksoholika z czarnym humorem. W naszej wspaniałej wyprawie odnajdziemy Wasch~ Złą istotę ociekającą sarkazmem i ironią, i szukającą przedziwnych powiązań. Co spotkacie u nas? Spektakularny humor na poziomie kit wie czego! Ale ważne, że z jakimś poziomem! Spotkamy się z dziwnymi postaciami i różnymi euforiami niczym zmienność problemów w rodzince Foresterów. Zobaczycie takie podróże jak w serialu ‚Doctor Who’! Oraz będziemy tak wytrwale szukać naszego utraconego sensu niczym Sherlock Holmes w jednej ze swoich kryminalnych spraw! Mamy nadzieje, że nie będzie tak źle!

A teraz przedstawimy Wam, krótki słownik analizatorski…
W odległej galaktyce żyje sobie idealna boCHaterka zwana Mary Sue. Jest ona chodzącym zajebistym ideałem i nikt nie może się z nią równać. Zazwyczaj ubiera dżinsy i jakąś niepasującą do tego bluzkę wraz z dziwnymi trampkami, po czym schodzi na śniadanie. Oczywiście Mary Sue jest tworzona przez aŁtoreczkę z poziomem inteligencji równym… Nie wiemy dokładnie ile, zazwyczaj tForzycielka nadaje cechy swojej bohaterce takie jakie sama by chciała mieć. AŁtoreczki zazwyczaj na swych blogaskach pod opkiem umieszczają dopisek „proszę o komcie”, jest to ich posiłek więc uważajcie co karmicie!